piątek, 30 sierpnia 2013
sobota, 1 czerwca 2013
Wyprawa w Alpy - dzień 7 (860 km)
POWRÓT
To ostatni nocleg podczas naszej wyprawy.
Rano ciężko wstać, ale pani Mariola obiecała pyszne śniadanie. Dodatkowo
motywacją do wczesnego wstania był fakt, że przed nami najdłuższy odcinek
naszej podróży ok. 900 km. Na szczęście świeci słoneczko więc humory nam
dopisują. Ubrania motocyklowe w większości powysychały, ale niestety buty nie… Trzeba było założyć
mokre. Po śniadanku jeszcze pamiątkowe zdjęcie z właścicielami i w drogę.
A po drodze widoków ciąg dalszy. W okolicy
Neusiedl am See znajduje się olbrzymia farma wiatrowa z niezliczona ilością
wiatraków. Trzeba to zobaczyć. Na jednym z postojów pamiątkowe fotki.:
Dalej trasa wiodła przez Słowację, autostradą
D1 przez Żylinę, co miało nam urozmaicić podróż i zbadać trasę którą w te
wakacje pokonamy jeszcze samochodami z kempingami na Chorwację. Oczywiście aby
tradycji stało się zadość słoneczna pogoda nie trwała długo i już przed Żyliną
rozpadał się deszcz. Granice przekroczyliśmy w Zwardoniu, co wiązało się z
przejażdżką po wąskich i krętych, górskich dróżkach. Jechaliśmy i jechaliśmy,
lało i lało. Dopiero kilkadziesiąt km za Częstochową
przestało padać, a na pocieszenie wyszło upragnione słonko…
Na tym parkingu poczyniliśmy ostatnie,
pożegnalne foto.
Do domów zjechaliśmy ok. 21.00 – zmęczeni ale
baaaaardzo szczęśliwi.
piątek, 31 maja 2013
Motowyprawa w Alpy - Dzień 6 (576 km)
Wstajemy rano. Dziś niestety suchy prowiant
na śniadanie. Pakujemy motocykle i ruszamy w kierunku Polski. W planach mamy
zamiar dojechać do Czech, do Mikulova i poszukać jakiegoś noclegu. Zdajemy
sobie sprawę że to ok. 800 km. Może się uda. Po drodze zajeżdżamy do
„warzywniaka” po zapasy włoskiego wina i w drogę.
Niestety, tylko ruszyliśmy dopada nas
niejedna ulewa. Deszcz pada tak mocno że momentami nie da się jechać. Prędkość
średnia nie zachwyca – mimo, że jedziemy ciągle autostradami. Jesteśmy coraz
bardziej przemoczeni. Nasze ukochane kombinezony gdzieniegdzie puszczają trochę
wody. Najgorzej jest z butami – ochraniacze nie wytrzymują i w butach zaczyna
chlupać woda. W Austrii na jednym z parkingów się poddajemy – nie damy rady
dojechać do Czech. Na szczęście nie
poddają się nasze humory
Z pomocą kolegi Leszka, który wyszukał nam
lokum w okolicy docieramy do Wulkaprodersdorf, pod Wiedniem, gdzie Polka
prowadzi pensjonacik http://kolowiednia.spanie.pl/ .
Mokrzy, zziębnięci i głodni docieramy do
niego. Z racji że za ciepło nie było właściciele odpalili dla nas kocioł, żeby
podgrzać pokoje. Super, będziemy mogli wysuszyć nasze przemoknięte ciuchy. Zlało
nas tak, że nie wytrzymywały interkomy, a mimo pokrowca na tankbagu zmoczyło mi
aparat i tak wyglądało ostatnie zdjęcie z mojego aparatu:
Po kolacji w pobliskim barze wróciliśmy do
naszego lokum gdzie planowaliśmy kolejny etap drogi do PL i rozmawialiśmy do
późna z właścicielką panią Mariolą i jej siostrą o podróżach. Przydały się
zapasy zakupione rano we Włoszech, po których zaprzyjaźnione Polki wesoło się
rozśpiewały. Kolejny dzień późno poszliśmy spać.
czwartek, 30 maja 2013
Motowyprawa w Alpy - dzień 5 (250 km)
Nareszcie nie pada… Ruszamy z Bardolino. Naszą trasę zaplanowaliśmy kierując się do Rovigo. Po kilkudziesięciu km docieramy pod Rovigo niedaleko Wenecji, gdzie w 2010 roku zbudowano największą farmę słoneczną w Europie o rozmiarze 850000 m^2 i mocy 72 megawatów. Farma zapewnia prąd dla 17000 gospodarstw w okolicy. W dobie pozyskiwania czystej energii postanowiliśmy zobaczyć jak wygląda taka instalacja. Jej rozmiar naprawdę robi wrażenie.
Wracamy późnym wieczorem i po krótkim planowaniu trasy na kolejny dzień szybko kładziemy się spać. Już jutro powrót do PL.
środa, 29 maja 2013
Motowyprawa w Alpy - Dzień 4 (214km)
A kolejny dzień przywitał nas.. deszczem. Więc po wystawnym
śniadanku znowu ubieramy się w nasze ulubione
kombinezony przeciwdeszczowe i dalej w drogę.
Postanowiliśmy zdobyć Pordoi. Pogoda nie
rozpieszczała, złapał nas nawet śnieg (29 maja). Gdy pada śnieg nie da się niestety
bezpiecznie jechać, cały osadzał się na szybce kasku. Postanowiliśmy zrobić
przerwę na fotki. W tle włoskie Dolomity.
Zimno ale wesoło… przed nami wiła się wizja
kolejnych fajnych tras. Kierujemy się następnie w kierunku Predazzo. Ta trasa
podoba się każdemu. Jedziemy wzdłuż obrzeża gór, gdzie z prawej skały, z lewej
dolina… Widoki cud miód, trasa super.
Tego dnia dojeżdżamy do jeziora Garda. Tu
pojawia się nadzieja – po niezłej ulewie pojawiają się promyki słońca.
Zaliczamy trasę wzdłuż Gardy i docieramy do
Bardolino gdzie szukamy noclegu. Trasa taka sobie – widokowo może być, ale motocyklowo
dupy nie urywa. Ciągnące się przez całą długość jeziora miejscowości zabierają
przyjemność z jazdy. Nocujemy w pensjonacie, gdzie spotykamy polkę pracującą
jako obsługa. Pani opowiada o pogodzie jaka w ostatnich dniach panuje nad północnymi Włochami – nie pamięta czasów żeby
pod koniec maja było tak zimno.
Kolację jemy w bardzo urokliwym miejscu – w
restauracji nad brzegiem Gardy kosztując włoskiego żarcia.
Do późna przeglądamy kolejne nagrania i
planujemy kolejny dzień. Plan na jutro - kierunek Rovigo a po drodze największa plantacja fotowoltaiczna w Europie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)