sobota, 1 czerwca 2013

Wyprawa w Alpy - dzień 7 (860 km)



POWRÓT
To ostatni nocleg podczas naszej wyprawy. Rano ciężko wstać, ale pani Mariola obiecała pyszne śniadanie. Dodatkowo motywacją do wczesnego wstania był fakt, że przed nami najdłuższy odcinek naszej podróży ok. 900 km. Na szczęście świeci słoneczko więc humory nam dopisują. Ubrania motocyklowe w większości powysychały,  ale niestety buty nie… Trzeba było założyć mokre. Po śniadanku jeszcze pamiątkowe zdjęcie z właścicielami i w drogę.



A po drodze widoków ciąg dalszy. W okolicy Neusiedl am See znajduje się olbrzymia farma wiatrowa z niezliczona ilością wiatraków. Trzeba to zobaczyć. Na jednym z postojów pamiątkowe fotki.:





Dalej trasa wiodła przez Słowację, autostradą D1 przez Żylinę, co miało nam urozmaicić podróż i zbadać trasę którą w te wakacje pokonamy jeszcze samochodami z kempingami na Chorwację. Oczywiście aby tradycji stało się zadość słoneczna pogoda nie trwała długo i już przed Żyliną rozpadał się deszcz. Granice przekroczyliśmy w Zwardoniu, co wiązało się z przejażdżką po wąskich i krętych, górskich dróżkach. Jechaliśmy i jechaliśmy, lało i lało. Dopiero kilkadziesiąt km za Częstochową przestało padać, a na pocieszenie wyszło upragnione słonko…
Na tym parkingu poczyniliśmy ostatnie, pożegnalne foto.


Do domów zjechaliśmy ok. 21.00 – zmęczeni ale baaaaardzo szczęśliwi.

piątek, 31 maja 2013

Motowyprawa w Alpy - Dzień 6 (576 km)



Wstajemy rano. Dziś niestety suchy prowiant na śniadanie. Pakujemy motocykle i ruszamy w kierunku Polski. W planach mamy zamiar dojechać do Czech, do Mikulova i poszukać jakiegoś noclegu. Zdajemy sobie sprawę że to ok. 800 km. Może się uda. Po drodze zajeżdżamy do „warzywniaka” po zapasy włoskiego wina i w drogę.

Niestety, tylko ruszyliśmy dopada nas niejedna ulewa. Deszcz pada tak mocno że momentami nie da się jechać. Prędkość średnia nie zachwyca – mimo, że jedziemy ciągle autostradami. Jesteśmy coraz bardziej przemoczeni. Nasze ukochane kombinezony gdzieniegdzie puszczają trochę wody. Najgorzej jest z butami – ochraniacze nie wytrzymują i w butach zaczyna chlupać woda. W Austrii na jednym z parkingów się poddajemy – nie damy rady dojechać do Czech.  Na szczęście nie poddają się nasze humory






Z pomocą kolegi Leszka, który wyszukał nam lokum w okolicy docieramy do Wulkaprodersdorf, pod Wiedniem, gdzie Polka prowadzi pensjonacik http://kolowiednia.spanie.pl/

Mokrzy, zziębnięci i głodni docieramy do niego. Z racji że za ciepło nie było właściciele odpalili dla nas kocioł, żeby podgrzać pokoje. Super, będziemy mogli wysuszyć nasze przemoknięte ciuchy. Zlało nas tak, że nie wytrzymywały interkomy, a mimo pokrowca na tankbagu zmoczyło mi aparat i tak wyglądało ostatnie zdjęcie z mojego aparatu:

Po kolacji w pobliskim barze wróciliśmy do naszego lokum gdzie planowaliśmy kolejny etap drogi do PL i rozmawialiśmy do późna z właścicielką panią Mariolą i jej siostrą o podróżach. Przydały się zapasy zakupione rano we Włoszech, po których zaprzyjaźnione Polki wesoło się rozśpiewały. Kolejny dzień późno poszliśmy spać.

czwartek, 30 maja 2013

Motowyprawa w Alpy - dzień 5 (250 km)

Nareszcie nie pada… Ruszamy z Bardolino. Naszą trasę zaplanowaliśmy kierując się do Rovigo. Po kilkudziesięciu km docieramy pod Rovigo niedaleko Wenecji, gdzie w 2010 roku zbudowano największą farmę słoneczną w Europie o rozmiarze 850000 m^2 i mocy 72 megawatów. Farma  zapewnia prąd dla  17000 gospodarstw w okolicy. W dobie pozyskiwania czystej energii postanowiliśmy zobaczyć jak wygląda taka instalacja. Jej rozmiar naprawdę robi wrażenie.




Dalsza trasa prowadzi nas do miejscowości Cavallino, gdzie postanawiamy poszukać Bungalow na nocleg. Po kilku nieudanych próbach, w pobliżu kempingu Marina di Venezia udaje nam się wynająć domek. Nasze plany na popołudnie to wyprawa do Wenecji. Mimo nie najlepszej pogody, która próbuje nadal nam uprzykrzyć zwiedzanie udaje nam się dotrzeć do miasteczka na wodzie.






Wracamy późnym wieczorem i po krótkim planowaniu trasy na kolejny dzień szybko kładziemy się spać. Już jutro powrót do PL.


środa, 29 maja 2013

Motowyprawa w Alpy - Dzień 4 (214km)



A kolejny dzień przywitał nas.. deszczem. Więc po wystawnym śniadanku znowu ubieramy się w nasze ulubione kombinezony przeciwdeszczowe i dalej w drogę.
 
Postanowiliśmy zdobyć Pordoi. Pogoda nie rozpieszczała, złapał nas nawet śnieg (29 maja). Gdy pada śnieg nie da się niestety bezpiecznie jechać, cały osadzał się na szybce kasku. Postanowiliśmy zrobić przerwę na fotki. W tle włoskie Dolomity.
 



Zimno ale wesoło… przed nami wiła się wizja kolejnych fajnych tras. Kierujemy się następnie w kierunku Predazzo. Ta trasa podoba się każdemu. Jedziemy wzdłuż obrzeża gór, gdzie z prawej skały, z lewej dolina… Widoki cud miód, trasa super.




Tego dnia dojeżdżamy do jeziora Garda. Tu pojawia się nadzieja – po niezłej ulewie pojawiają się promyki słońca. 

Zaliczamy trasę wzdłuż Gardy i docieramy do Bardolino gdzie szukamy noclegu. Trasa taka sobie – widokowo może być, ale motocyklowo dupy nie urywa. Ciągnące się przez całą długość jeziora miejscowości zabierają przyjemność z jazdy. Nocujemy w pensjonacie, gdzie spotykamy polkę pracującą jako obsługa. Pani opowiada o pogodzie jaka w ostatnich dniach panuje nad  północnymi Włochami – nie pamięta czasów żeby pod koniec maja było tak zimno. 
Kolację jemy w bardzo urokliwym miejscu – w restauracji nad brzegiem Gardy kosztując włoskiego żarcia.



Do późna przeglądamy kolejne nagrania i planujemy kolejny dzień. Plan na jutro - kierunek Rovigo a po drodze największa plantacja fotowoltaiczna w Europie.