Wstajemy rano. Dziś niestety suchy prowiant
na śniadanie. Pakujemy motocykle i ruszamy w kierunku Polski. W planach mamy
zamiar dojechać do Czech, do Mikulova i poszukać jakiegoś noclegu. Zdajemy
sobie sprawę że to ok. 800 km. Może się uda. Po drodze zajeżdżamy do
„warzywniaka” po zapasy włoskiego wina i w drogę.
Niestety, tylko ruszyliśmy dopada nas
niejedna ulewa. Deszcz pada tak mocno że momentami nie da się jechać. Prędkość
średnia nie zachwyca – mimo, że jedziemy ciągle autostradami. Jesteśmy coraz
bardziej przemoczeni. Nasze ukochane kombinezony gdzieniegdzie puszczają trochę
wody. Najgorzej jest z butami – ochraniacze nie wytrzymują i w butach zaczyna
chlupać woda. W Austrii na jednym z parkingów się poddajemy – nie damy rady
dojechać do Czech. Na szczęście nie
poddają się nasze humory
Z pomocą kolegi Leszka, który wyszukał nam
lokum w okolicy docieramy do Wulkaprodersdorf, pod Wiedniem, gdzie Polka
prowadzi pensjonacik http://kolowiednia.spanie.pl/ .
Mokrzy, zziębnięci i głodni docieramy do
niego. Z racji że za ciepło nie było właściciele odpalili dla nas kocioł, żeby
podgrzać pokoje. Super, będziemy mogli wysuszyć nasze przemoknięte ciuchy. Zlało
nas tak, że nie wytrzymywały interkomy, a mimo pokrowca na tankbagu zmoczyło mi
aparat i tak wyglądało ostatnie zdjęcie z mojego aparatu:
Po kolacji w pobliskim barze wróciliśmy do
naszego lokum gdzie planowaliśmy kolejny etap drogi do PL i rozmawialiśmy do
późna z właścicielką panią Mariolą i jej siostrą o podróżach. Przydały się
zapasy zakupione rano we Włoszech, po których zaprzyjaźnione Polki wesoło się
rozśpiewały. Kolejny dzień późno poszliśmy spać.