Wcinamy szybko wystawne śniadanie i
zniecierpliwieni ruszamy. Droga zaczyna spełniać nasze oczekiwania – zaczyna
piąć się w górę, kręcić, pogoda wymarzona. Docieramy do punktu poboru opłat (23
Euro za maszynke) i jazda.
Słynny klasyk trochę usztywnia jazdę.
Jedziemy ostrożnie, rozglądając się dookoła i podziwiając widoczki. Nie
zatrzymujemy się po drodze nigdzie. Jesteśmy zachwyceni jazdą, winkle, podjazdy
itp. Nie zauważamy, że w pewnym momencie po bokach jest już sporo śniegu,
momentami nawet niezłe zaspy. Droga na szczęście przygotowana idealnie. Po
dokładnie 21 minutach docieramy do Parkingu pod Edelweissspitze,
gdzie po krótkiej przerwie wspinamy się na punkt widokowy. A tam….
Dalszą drogę kierujemy w
stronę kolejnego punktu widokowego z którego rozpościera się widok na najwyższy szczyt Austrii - Grossglockner (3798 m n.p.m. ).
Niestety tym razem aura nie była dla nas łaskawa i wszelkie widoki przesłoniła
nam chmura.
Nie zrażamy się i jedziemy dalej. Przed nami
jeszcze sporo km, zamierzamy dotrzeć w okolice przełęczy Stelvio. Po drodze kilka
przystanków:
W Leinz postanawiamy zmienić trasę i pokonać
przełęcz Staller Satter. Polecam tą trasę. Na przełęczy przymusowy postój
spowodowany sygnalizacją świetlną. Ruch jest tu wahadłowy i musimy czekać 30
min. W międzyczasie dołączają do nas kolejni zmotoryzowani. W tym miejscu
wjeżdżamy do Włoch.
Pogoda staje się coraz bardziej kapryśna.
Zaczyna coraz częściej padać deszcz. A w dodatku wybieramy dalej trasę w
kierunku Passo Pordoi. Trasy urokliwe, ciągle winke i piękne widoki.
Powoli zaczynamy już mieć dość… Temperatura
spada do +5 st. C, pada deszcz., jesteśmy głodni… Rezygnujemy z Pordoi i zbaczamy
w kierunku najbliższej miejscowości gdzie
szukamy noclegu. Jesteśmy w Selca di Gardena – kurorcie górskim. Ciężko znaleźć
coś czynnego o tej porze roku, ale po ok. 30 min udaje się namierzyć fajne,
miłe aczkolwiek drogie lokum http://www.garni-crepaz.com/ . W tym stanie
człowiek jest skłonny zapłacić prawie każdą cenę.
Udajemy się jeszcze na kolację, gdzie wcinamy
najlepszą włoską pizzę i spacerujemy po miasteczku. Po powrocie wieczór
spędzamy oglądając nagrania z kamerki, planujemy kolejny dzień rezygnując ze
Stelvio i dość późno kładziemy się spać. Ciekawe jaką pogodę przyniesie kolejny
dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz