poniedziałek, 6 lipca 2015

Motorumunia - Dzień 3 (270 km)

Poranek wita nas słońcem i rosnącą temperaturą. Nie ma co się rozwodzić tylko trzeba się zbierać póki termometry pokazują poniżej 30 st.



Ruszamy ok. godziny 10.00 w kierunku Rumunii. Pierwszy region który zamierzamy odwiedzić to Maramures. Do Rumunii docieramy po ok. 1,5 godzinie spokojnej jazdy. Na granicy zatrzymujemy się jedynie na wymianę gotówki i z plikiem rumuńskich foliowych banknotów ruszamy dalej. Żar leje się z nieba. Po drodze zatrzymujemy się uzupełnić płyny. Najlepszym i najzdrowszym sposobem jest spałaszowanie słuciutkiego arbuza. Zatrzymujemy się przy najbliższej okazji gdzie rumuńskie rodziny wystawiają małe stoiska z owocami.



Zaczynają się niewielkie górki i z nimi związane pierwsze winkle. Droga zaczyna cieszyć. Co chwilę wjeżdzamy w gęsty las gdzie jest odrobinę chłodniej.

Nasz rajd zmierza w pobliże granicy z Ukrainą do miejscowości Sapanta., która słynie z Wesołego Cmantarza. To jedna z tutejszych atrakcji turystycznych, którą mieliśmy w planach.

Cimitirul Vesel to chyba najciekawsza atrakcja Rumunii – dzieło niejakiego Stana Ioana Patrasa, który pełnił funkcję lokalnego Leonarda da Vinci, bo był rzeźbiarzem, poetą i malarzem z zamiłowania, a pierwsze krzyże zaczął składać już w wieku 14 lat.
Efekt jego pracy to kilkaset kolorowych, rzeźbionych w drewnie fantazyjnych nagrobków, na których znajdują się ręcznie malowane podobizny zmarłych i krótsze lub dłuższe ironiczne wierszyki, które z humorem i dystansem opisują zmarłego.






Po zwiedzaniu cmentarza i znajdującego się na jego terenie kościółka obchodzimy kawałek wioski w poszukiwaniu restauracji. W pobliżu znajdujemy mały bar, w którym  wcinamy lokalne placki (bliny?) do wyboru z bryndzą, dżemem lub czekoladą. Posiłek dosyć treściwy zastępuje nam w sam raz obiad.



Ruszamy dalej.


Po drodze mijamy klika wiosek i miasteczek turystycznych aby dotrzeć do wioski Breb, w której to wiosce ukryty jest gdzieś kemping...

Wjeżdżamy do wioski Breb znajdującej się w dolinie i nagle nawierzchnia asfaltowa się kończy . Przeciskamy się pomiędzy starymi domami, droga kamienista pnie się w górę. Czy gdzieś tu jest kemping? Pytamy lokalesów.... tak tak, miła pani troche po czesku, troche po rosyjsku tłumacze że tam "w prawo" machając ręką w lewo ;). Po kilkunastu minutach wspinaczki, na końcu wioski dojeżdzamy do takiego miejsca.... czyli kempingu Babou Maramures





Miejsca kempingowania przygotowane perfekcyjnie... i do tego z podręczną toaletą ;)





A widoki mieliśmy takie




Rozleniwiliśmy się niemiłosiernie. Było tak błogo, że szkoda było się ruszać z tego miejsca. Cisza, spokój, widoki... Na koniec dnia kolacja z naszych zapasów przywiezionych z Polski oraz planowanie kolejnego dnia. Postanowiliśmy, że ominiemy jeden z małoznaczących punktów naszego rajdu na rzecz odwiedzenia zamku Drakuli w Branie. Ale to dopiero kolejnego dnia.



Trasa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz