czwartek, 9 lipca 2015

Motorumunia - Dzień 6 (270 km)

Wstajemy rano, jest ciężko ale dajemy radę. Dziś mamy śniadanie w pakiecie z noclegiem więc jest wygodniej z organizacją. Szybko ogarniamy pakunki a motocyklom pomagamy w porannej toalecie. Chwilę potem startujemy w kierunku Transalpiny.


Jest wcześnie rano a już tak gorąco. Postanawiamy jechać bez kurtek. Po drodze robimy jeszcze małe przerwy na przekąski.


Jesteśmy na początku Transalpiny. Wjeżdzamy od strony południowej, od miejscowości Novaci. Ruch na drodze może niewielki, ale co chwilę mijajamy się na zmianę z kilkoma grupkami motocyklistów w tym z Polski, którzy tak jak my przyjechali specjalnie pokonać tą trasę.


Widać że trasa przygotowana specjalnie pod zmotoryzowanego turystę. Nawierzchnia odnowiona, ładne łuki, jedzie się płynnie i bezpiecznie. Wsponamy się powoli i spokojnie. Robimy obowiązkowo przystanki na foto. Jesteśmy już na pewnej wysokości... zrobiło się chłodniej, trzeba założyć kurtki. A w oddali jakieś chmury kłębią się na szczytach gór...





Kolejny odcinek fajnej, krętej drogi. Tego się spodziewaliśmy - jazdy pod domknięcie oponki. Oczywiście w ramach zdrowego rozsądku.








 


Cała Transaplina składa się jakby z kilku różnych odcinków. Każdy jest inny i nie można się znudzić jazdą. Kolejne etapy przynoszą co raz to większe emocje... Niektóre agrafki przyprawiają o dreszcze.






Powyższe zdjęcie pokazuje nasz stoicki luz i spokój... Widoki piękne, jesteśmy gdzieś w środku gór, nie wiadomo gdzie. No nic, ruszamy dalej. Ujeżdzamy może z 500 m i jak nie lunie deszcz. Nie zdążyliśmy zareagować żeby nawet pozamykać wywietrzniki w kurtkach, a co powiedzieć o ubraniu kombinezonów. No nic i tak już człowiek mokry. Na szczęście za kolejnymi dwoma zakrętami dojeżdzamy do przełęczy na której znajdują się bary i jakieś sklepiki. Robimy szybkie pakowanie toreb w worki i kryjemy się jak reszta motocyklistów w jednym z barów.




Bar przygotowany na tą chwile idealnie, pośrodku pali się klasyczna "koza", jest cieplutko, można podsuszyć ciuchy. Deszcz leje...zrobilo się sino. Korzystamy z okazji i wciągamy miejscowy przysmak  - zrolowane mięsko mielone upieczone na grillu.

Pół godziny później było już po deszczu i można było szykowac się do jazdy. Asekuracyjnie wciągam kombinezon. Nie wiadomo co będzie dalej.


 Kolejny odcinek transalpiny ponownie zaskakuje... nastąpil brak asfaltu i zrobił się mały "offroad"







Kawałek dalej już normalnie, można mknąć po fajnych łukach. Jedziemy ciągle w dól. Pojawia się normalna roślinoość. Aż wjeżdzamy w głęboką dolinkę. Rożnorodność Transalpiny zachwyca.



W napotkanym barze robimy przerwę na jedzonko. Jesteśmy w Rumuni, więc "menu" po rumuńsku. Co tu zamówić? Losowe cztery pozycje były trafione i dało się nawet to zjeść ;)





Przy okazji planujemy kolejny etap podróży. Powoli zjeżdzamy z Transapliny, w planach mamy jeszcze zaliczenie kopalni soli, ale tego dnia już nie zdążymy. Szukamy noclegu  jak najbliżej Turdy. Dojeżdzamy do Alba Iulja, gdzie lądujemy w sympatycznym pensjonaciku ARA. Bedzie okazja do podsuszenia ciuchów.






Wieczorem jak zwykle podsumowanie dnia i planowanie kolejnego. Ostatnie dwa dni dostarczyły wiele emocji. Zaliczyliśmy główny cel naszego moto rajdu. Kultowe trasy Rumunii pokonane.

Trasa



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz