Kolejne odcinki drogi po Rumunii nie będą należały do wyjątkowych. Poruszamy się po głównych drogach krajowych, więc ruch samochodowy jest dosyć spory. Na szczęście stan nawierzchni bardzo dobry.
Dojeżdzamy do Turdy i trochę pokręconymi uliczkami docieramy do kopalni Salina Turda. Miejsce zjawiskowe. Rozpoczęliśmy od falstartu przechodząc kilometrowy odcinek od wejścia do wyjścia z drugiej strony, zamiast gdzieś tam znaleźć zejście do kopalni. Można również zjechać sobie te 100 m windą, ale my pokonujemy ten odcinek w dół po schodach. Temperatura wewnątrz to +12 st. C, dlatego też wchodzimy w ciuchach motocyklowych.
Kopalnie opuszczamy windą i po małym "lunchu" na parkingu ruszamy w kierunku Węgier. Droga wyremontowana, szybko łykamy kilometry. Jeszcze tylko po drodze zaliczamy obiad i niepostrzeżenie opuszczamy Rumunię.
Docieramy do Hajduszoboszlo i kwaterujemy się na tutejszym kempingu. Po wstępnym rozeznaniu obsady okazuje się że to przede wszytski ulubione miejsce polskiego turysty :) Co druga przyczepa/namiot/kamper to z Polski.
Robimy mały rekonesans po tamtejszym parku wodnym. Jest już chłodno i w dodatku późno, za chwilę będzie zamykany, więc szybko załapujemy się na gorące baseny ;)
Wieczór upłynął jak zwykle - pogaduchy o rumuńskiej przygodzie przy węgierskim winie. Tylko martwi nas jutrzejsza trasa, czyli powrót do Polski. Do pokonania mamy ponad 800 km. Ale damy radę.
Trasa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz