Dzis pobudka o 7.00. Jakoś nie ma okazji do tego żeby pospać sobie na tym wyjeździe. No ale chcemy dziś wrócić w miarę wcześnie do domu. Ruszamy bez śniadania - te zaplanowane mamy już w Polsce. Jedziemy drogą przez góry, więc podróż znowu urozmaicają nam liczne zakręty i widoki - iście alpejskie. Mijamy tez kilka ośrodków narciarskich. Po ok. 100 km docieramy do granicy z Polską i rozglądamy się za knajpką za śniadankiem. Zatrzymujemy się w spytkowicach k/Rabki. Jest jeszczewcześnie i właścicielka dopiero startowała, ale poczekaliśmy kilkanaście minut i już zapychaliśmy się pysznym śniadankiem. W miedzy czasie wykonaliśmy telefony do domów... Tak już jesteśmy w Polsce...
Dalej droga biegnie zakopianką i dalej przez Karaków... Jakoś tak wybraliśmy tą trasę mimo że upierdliwa jest strasznie... No ale jak sie wybrało to sie jedzie. Fajerwerków po drodze nie było więc nie ma co opisywać, poza tym że tyłki bolą... ot droga przez Polskę jaka jest każdy chyba widział. Od Radomia dopada nas ulewa... Po raz pierwszy używamy kobinezonów przeciwdeszczowych... tzn. ci którzy nie posiadają membran Goretexowych w strojach. Leje dosyć mocno aż do Warszawy. W Radzyminie zatrzymujemy się na lekkie rozprostowanie kości. Robimy pożegnalne foto z zarostami.
Droga do Ostrołęki ciągle mokra, jakby przeszła niezła nawałnica.. Ja i Monika zaliczamy po lekkim uślizgu na pasach.. mimo że wiemy jak się można przejechac na takich mokrych malowanych pasach, to zaskoczenie nieprzyjemne. Na szczęście nasze nabyte umiejętności wyprowadziły nasze maszyny bez upadku.. Uff.
Do celu docieramy ok. 20.00. Każdy rozjechal się do swoich rodzin, gdzie czekały stęsknione dzieciaki...
Tak oto nasza przygoda z Bałkanami na motocyklach dobiegła końca....
... ale tylko narazie. W głowach już pojawiają się myśli... "to gdzie jedziemy następnym razem?"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz